Z pewną przykrością stwierdzam, że dopiero teraz zajrzałem do niniejszego wydania.
O dziwo, prasa sarmacka (sarmacka?) przeszła swoją długą ewolucję z mało ambitnego kontentu traktującego o aktualizacjach wielkości własnego wodogłowia, w aranżacji przywodzącej na myśl skrzyżowanie mało interesującego kubizmu z niepraktycznym brutalizmem, do czegoś nad czym można się nawet pochylić i zastanowić. Z drugiej strony jest to poniekąd smutne, wszakże w dobie chronicznych braków papieru toaletowego na terenie Królestwa, do tej pory sarmackie prasówki świetnie nadawały się do pogniecenia (żeby lepiej zbierały) i podtarcia sobie nimi dupy. Żeby nie było, trzymam jeszcze u siebie w pałacu w Ekorzynie całkiej przepastne archiwum takich publikacji, toteż w najbliższym czasie nie będę importował erzaców produktów celulozowych z pozostałych części Pollinu.
W niniejszym wypadku lepiej bawiłbym się tylko wtedy, gdyby Szanowna Redaktora pozbawiła się sarmackiej, pluszakowej ceremonialności rodem z porcelanowego imbryczka lorda SennegoKnura i postanowiła wsadzić sobie ony kolekcjonerski okaz porcelany w dupę, przeistaczając się w nietzscheowskiego nadczłowieka. Tak niemniej, doceniam semiironiczne określenie stetryczałego Królestwa mianem Mikronacyjnej Loży Szyderców. Od siebie proponuję angaż w Scholanderze, może praktyki u nas pomogą obywatelce w przejściu na właściwą stronę mocy.