Gdy zapada noc

Opiekun: Anastasia Windsachen

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Anastasia Windsachen Stempel
Dowódca Gwardii Palatynatu Leocji
Lokalizacja: Brzozopola Chmielne

Gdy zapada noc

Post autor: Anastasia Windsachen »

Obrazek
Potężny ryk przeciął nocną szatę, która spoczywała na miasteczku. Psy zaczęły szczekać, a okna przybierać żółtawe barwy od zapalanych w środku domów żarówek. W niektórych pojawiły się też zmęczone twarze wyrwanych ze snu mieszkańców. To brzmiało, jakby stado lwów zaryczało w jednym momencie. Każdy kto chwilę już tutaj mieszkał, wiedział, w którą stronę patrzyć. Szepczący Las spowity lekką mgłą i ciemnością zachmurzonej nocy rysował się na horyzoncie wyznaczonym przez ostatnie smugi żółtawego światła ulicznych latarni. Szepczący, Cichy, Las Milczków… różnie go nazywają, ale wszystkie opisują go dokładnie takim, jaki jest. Cichy, ale zarazem pełen szeptów. Pełen szeptów, ale i cichych piosnek, które zdają się dobiegać z każdej strony im dalej się w niego zapuszczasz. Szepty i piosenki go wypełniają, ale i nie brak milczków, których można napotkać nawet nie wchodząc za głęboko. Skoro tak go nazywają to czemu większość spojrzała w jego stronę? A nie na przykład na północ, w stronę farm? Dlaczego nie zwrócili się ku Łabędziemu Jezioru, gdzie stoi nowa rezydencja Windsachenów, dla których lew to znak rodowy? Dlaczego nie rozglądają się po ulicy, a patrzą w jej dół, w stronę ciemnych wrót drogi krajowej, które utworzyły korony wysokich drzew? Ci którzy chwilę tu mieszkają wiedzą, że z reguły las ten jest taki, jak go opisują, ale ma też i swoje dni, gdy wszystko jest inne. Zamiast ciszy, która potrafi czasem przeszywać, słychać ryk, krzyki czy nawet najzwyklejsze wycie wilków. Wycie, które pokrótce zamienia się w skomlenie pełne bólu i kończy ostatnim, piskliwym wydechem.

Ci którzy chwilę tutaj mieszkają szybko odwracają wzrok, nie zadają pytań, wracają do snu czy codzienności. Ale są też i nowi. Są goście, są przejezdni i oni są ciekawscy. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła mówią. A Szepczący Las i Stary Cmentarz dla wielu takich są jego przedsionkiem. Ziarenko ciekawości zostaje w nich zasiane i z każdą chwilą kropelki, a często strumienie myśli o tym, co się stało w lesie, podlewają je. Ci bardziej wytrzymali i z większym instynktem samozachowawczym nigdy nie skierują swoich kroków w tamtą stronę bez uprzedniego przygotowania czy w większej ilości. Reszta… reszta nie wytrzyma dłużej niż trzy dni. Gdy spytają się na ulicy kogoś kto już tutaj chwilę pomieszkuje, co to było. Czy również to słyszeli, usłyszą jedynie – „Wiesz, to było to.”. Ale oni nie wiedzą. Nie wiedzą tak samo pytani. Wszyscy tutaj żyją w zbiorowej niewiedzy – „Wiesz…”, ale tak naprawdę nie. Czy jest ktokolwiek kto wie, co to jest tak naprawdę? Czy jest ktoś kto kiedykolwiek wiedział? Pewnie tak. W końcu człowiek to istota ciekawa, a los, szczęście, Matka Prokrastynacja czy coś, co wciąż ma władzę nad tymi ziemiami obdarzą czasem łaską i takiemu śmiałkowi uda się wyjść cało. Ale czy było warto? Może lepiej byłoby dla niego by został tam już na zawsze? By jego krzyk rozerwał ciszę i szepty lub zatonął w nich, jak kamień rzucony w wodę? Zwykle tacy Ocaleńcy, jak ich się często nazywa lądują w zakładach zamkniętych czy milkną do końca swojego życia. Niektórzy długo nie pożyją. Albo kierowani chęcią zmierzenia się z tym przed czym uciekli, tym czego się nabawili będąc w lesie czy chcąc ukrócić swoje męczarnie idą ponownie między drzewa. I znikają w roztaczającej się w koło mgle. Czasem to pierwszy raz od dłuższego czasu, gdy słychać, jak z ich ust wydobywa się coś więcej niż wydychane powietrze. Nie jest to jednak słowo, zdanie czy westchnienie ulgi zamiast zmęczonego jęku. Jest to krzyk. Krzyk, który przeszywa człowieka na wylot, krzyk, którego nie dałoby się spodziewać, że jesteśmy w stanie taki wydać...
Ciąg dalszy nastąpi
(—) Anastasia Windsachen, Generalissima Leocji
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
No bo co ludzie powiedzom!?

W razie wielkiej potrzeby i zauważalnego braku aktywności - proszę się dobijać na Discorda (ScreamingBlackCat), a z plikami na maila -> anastasiawindsachen@gmail.com
Awatar użytkownika
Anastasia Windsachen Stempel
Dowódca Gwardii Palatynatu Leocji
Lokalizacja: Brzozopola Chmielne

Gdy zapada noc

Post autor: Anastasia Windsachen »

Obrazek
Jednym z takich ciekawskich, którzy niedługo podążą do lasu, szukając odpowiedzi, był Arsen Sans. Młody, dwudziestoparoletni chłopak, który niedawno sprowadził się do Brzozopól, zachęcony opowieściami o dzierżawie pełnej sielanki, alkoholu i klimatu małego miasteczka, jak z seriali, które tak często ogląda na vid(L)eo. Wynajął pokój w jednej z niewielu kamienic, które stoją w miasteczku. Ulica Prokrasty Heleny to całkiem nowy rejon centrum dzierżawy. Ceglane budynki, które tu stoją oddano do użytku na początku 2021 roku. Kamienicę pod numerem 2 zakupiła w całości Hermenia Janca, kobieta, która w Brzozopolach mieszka od zawsze. Przynajmniej tak mówi większość bo, gdy przybywali, rodzili się czy odwiedzali raz po raz to ona zawsze tutaj była. Mówi się, że to ona zajmowała się Berklehopf, gdy Scholandczycy opuścili wyspę, zostawiając rezydencję. Jeżeli to prawda to miałaby pewnie z przeszło 90 lat. Tylko… ona wygląda na jakieś 50. Różne krążą o niej plotki, ale jak to już jest w tej mieścinie – nigdy nie wiesz niczego na pewno. Czy naprawdę zajmowała się Berklehopf? Czy naprawdę ma 90 lat? Czy jest wiedźmą, jak to mówią niektórzy? Nie wiadomo.

Wracając jednak do Arsena. Ryk, który dobiegł z lasu wybudził go ze snu, w który ledwo, co zapadł. Przez chwilę myślał, że to jego wyobraźnia, ale szczekanie psów i ciekawość, która skierowała go w stronę nie do końca zasuniętego okna sprawiła, że wyjrzał na ulicę. Zauważył, jak w innych oknach pojawiają się sylwetki ludzi, którzy tak, jak on zostali wybudzeni. Obrócił się by popatrzyć na zegarek stojący przy łóżku. Czerwonawe cyfry wskazywały 2:62.

- Ugh… - stęknął widząc, ile czasu zajęło mu odpłynięcie do krainy sennych marzeń. Po chwili jednak się odwrócił ponownie. 2:62!? – pomyślał. Zegar jednak wskazywał dobitnie 3:03. Pokręcił głową i tak, jak inni spojrzał w dół ulicy ku koronom drzew, które rysowały się na horyzoncie. Próbował zobaczyć cokolwiek, ale ciemność i brak światła choćby ulicznego uniemożliwiały zobaczenie czegokolwiek. Wydawało mu się jednak jakby niektóre drzewa drżał tak jakby coś ciężkiego o nie uderzało. Jakaś maszyna bo przecież nie zwierzę. W tych lasach są najwyżej dziki czy łosie, gdy mowa o jakimś dużym osobniku. A i one by musiały z impetem wbiegać w każde drzewo na swojej drodze. Tylko, co ktoś miałby robić w Szepczącym Lesie o 3 w nocy? Głowę Arsena zaczęły wypełniać pytania. Zmęczenie go opuściło, ciekawość go pochłonęła, rozbudziła, wciąż wpatrywał się w ten las. W innych oknach światło już zgasło, ludzie położyli się do snu, a on wciąż stał w koszulce i bokserkach powoli parując okno swoim oddechem. W końcu jednak się poddał, ale ziarenko ciekawości zostało w nim zasiane i już sowicie podlane. Wrócił do łóżka i zamykając oczy spojrzał na zegar – 3:33.

Gdy przez okno zamiast światła ulicznej latarni wpadły promienie słońca, które zaczęły łaskotać twarz chłopaka, w miasteczku życie już tętniło. Ludzie spieszyli się do pracy, na autobus czy do sklepu. Nikt nie rozmawiał o nocnym wydarzeniu. Arsen otworzył oczy i spojrzał na zegarek w nadziei, że jeszcze chwilę może pospać. Niestety na elektronicznym wyświetlaczu widniała już 8:53. Za 37 minut zaczyna się jego zmiana w Lwim Ryku, na którą nie może się spóźnić bo po ostatnich takich akcjach jego przyszłość w pubie wisi na włosku. Zerwał się
z łóżka i zaczął szybko zbierać do pracy. Podszedł do okna by odsunąć roletę i mimowolnie spojrzał w stronę Szepczącego Lasu. Ciemnozielone korony wysokich sosen łagodnie kołysały, poruszane przez łagodny wiatr. Ta krótka wymiana spojrzeń, wymiana bo czuł, jakby las również na niego patrzył, wystarczyła by przypomniała mu się dzisiejsza noc. Zasiane ziarenko ciekawości zaczęło wypuszczać zielonkawą łodyżkę, a krople myśli powoli na nie skapywały. Widok lasu i wyobraźnia wręcz hipnotyzująco zatrzymały chłopaka w miejscu. Z tego transu wyrwało go dopiero wybicie pełnej godziny przez ratuszowy zegar. Odwrócił wzrok od lasu
i wrócił do szykowania się.

Kamienica była, jak zwykle cicha. Jej białe ściany do 1/3 wysokości wyłożone płytkami ceglanymi rozjaśniały korytarz, po którym bez większej woli pracy szedł Arsen. Normalnie wykazywał choć krztynę pozytywnego nastawienia idąc do pubu, w którym lubił mimo wszystko pracować, ale dzisiaj jego głowę zaprzątało nocne wydarzenie. Z ciekawości sprawdził poranne wydanie lokalnej gazety, które z tego, co się już dowiedział było szybko redagowane nawet i chwilę przed puszczeniem druku jeśli stało się coś ważnego. Tym razem jednak prasa milczała. Pisano o meczu lokalnej drużyny, remoncie dróg i stawianiu farmy słonecznej. Nikt jednak nawet nie wspomniał o potężnym ryku, który dobiegł z owianego złą sławą lasu. I to go trapiło. Tak naprawdę ten las go interesował już dłuższy czas, ale zawsze było coś innego do zrobienia i ostatecznie nigdy nie wybrał się do biblioteki by poszukać czegoś o nim lub przejść się choćby w jego pobliże. Nocne wydarzenie jednak pokonało tą blokadę. Wiedział, że musi się dowiedzieć, co to było. Wiedział, że to jest jego cel. Odkryje, co to było i to opisze. Na pewno przyniesie mu to rozgłos. Z opowieści, które słyszał o Szepczącym Lesie wiedział ogólniki. Dzięki niemu ludzie mogliby dowiedzieć się więcej. Może to byłby nawet materiał na książkę? Ambicja, ciekawość i wyobraźnia rozpoczęły gwałtowny taniec w jego głowie, tworząc zgraną, napędzającą chłopaka parę. Z zielonkawej łodyżki zaczęła wychodzić malutka odnoga, zaś sam pień począł rosnąć w górę i twardnieć, zmieniając kolor na ciemniejszy. Krople leciały coraz szybciej...
Ciąg dalszy nastąpi
(—) Anastasia Windsachen, Generalissima Leocji
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
No bo co ludzie powiedzom!?

W razie wielkiej potrzeby i zauważalnego braku aktywności - proszę się dobijać na Discorda (ScreamingBlackCat), a z plikami na maila -> anastasiawindsachen@gmail.com
Awatar użytkownika
Heinz-Werner Grüner Stempel
Obywatel honorowy
Lokalizacja: Zielonka

Gdy zapada noc

Post autor: Heinz-Werner Grüner »

Piękna rzecz!
(-) bk. Heinz-Werner Grüner
Oberhaupt Edelweiss
Obrazek
Awatar użytkownika
Anastasia Windsachen Stempel
Dowódca Gwardii Palatynatu Leocji
Lokalizacja: Brzozopola Chmielne

Gdy zapada noc

Post autor: Anastasia Windsachen »

Heinz-Werner Grüner pisze:
12 sty 2023, 23:26
Piękna rzecz!
Cieszę się, że się podoba i zachęcam do czekania na kolejne części. Są już napisane przynajmniej... 4 czy więcej (tak na format forumowy), ale wstrzymuję się z publikacją ze względu na pomysł o radiu. Nie mniej mogę chyba by utrzymać zainteresowanie czytelników uchylić rąbka tajemnicy i zaprezentować coś...
Obrazek
- Kilka osób zapuściło się w stronę Lasu po nocy, na łące znaleźliśmy nowe ciało, mamy kolejne zaginięcie auta na Północnej Drodze. Nic nowego, wszystko po staremu. – pokręcił głową ściągając skórzane rękawiczki. Jen podała mu kubek z parującą zawartością. – Oczywiście ci, co podeszli pod las to świeżaki, goście. Dobrze, że akurat byliśmy w pobliżu po te ciała bo inaczej byliby kolejni na liczniku…
(—) Anastasia Windsachen, Generalissima Leocji
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
No bo co ludzie powiedzom!?

W razie wielkiej potrzeby i zauważalnego braku aktywności - proszę się dobijać na Discorda (ScreamingBlackCat), a z plikami na maila -> anastasiawindsachen@gmail.com
Awatar użytkownika
Anastasia Windsachen Stempel
Dowódca Gwardii Palatynatu Leocji
Lokalizacja: Brzozopola Chmielne

Gdy zapada noc

Post autor: Anastasia Windsachen »

Z głową pełną myśli przeszedł całą drogę do pracy nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Nie zwrócił uwagi, że czasami osoby, które spotkał, powtarzały się całkiem jakby były postaciami z ubogiej gry. Ale czy ktokolwiek zwraca w tym mieście uwagę na takie rzeczy? Czy może raczej wszyscy to wiedzą, ale udają, że tego nie widzą by za bardzo nie myśleć? Arsen pchnął lekko tylnie drzwi do pubu, który trzeba było posprzątać przed otwarciem. W środku już krzątali się Jen i Heinz. Jen była młodą, szczupłą dziewczyną, o twórczo rozczochranych i lekko przyciętych blond włosach. Ich kolor mocno kontrastował z jej gustem modowym i zamiłowaniem do czerni. Choker z pentagramem, grube kreski pod oczami, pas gorsetowy ze srebrnymi klamrami to były jej wyróżniki. Zwykle choć jeden z tych elementów znajdował się w jej ubiorze. Heinz za to był jej kompletnym przeciwieństwem. Starszy, barczysty mężczyzna o krótko przystrzyżonych włosach i gęstej brodzie. Rzadko kiedy ubrał coś innego niż kilt i białą, roboczą koszulę. Tak, jak Jen była obrazem nowego pokolenia, tak Heinz przedstawiał tradycyjną Leocję.
- Patrzcie kto to przyszedł przed czasem! – dziewczyna oparła się o krzesło, które stawiała na jednym z barowych stolików. Zegar nad frontowymi drzwiami wskazywał 9:25. Prawie, że na styk, ale w stylu Arsena byłoby przyjść o 9:45, tak że wywołał niemałe zdziwienie. Zauważalnie jednak był inny. Nie zwrócił uwagi na kąśliwą uwagę tylko szedł, jak w transie przed siebie. – Halo? Pollin do Arsena? Coś ty się napalił przed pracą?
Dopiero machająca ręka przed oczami wyrwała go z myśli i przywróciła do świata. Otrząsnął się i spojrzał na Jen, która z charakterystycznym grymasem wpatrywała się niego.
- No? Nie idzie się już, jak człowiek przywitać ze znajomymi z pracy?
- Ja eee… myślałem. – czuł się jakby właśnie wstał i dopiero docierało do niego, że jest już w pubie. Kiedy tu przyszedł? Kompletnie nie pamiętał drogi z mieszkania tutaj. Ten las go strasznie pochłonął. Nie myśl o nim, zapomnij o tym. – usłyszał w lewym uchu, po którym coś chodziło. Sięgnął tam ręką by zobaczyć, co po nim łazi, ale na dłoni nie było ani śladu. Niewyspanie…
- Myślałeś? No proszę, a to nowość! Nie myśl tyle bo myśliwym zostaniesz. – dziewczyna pokręciła głową. Arsen często uciekał w świat myśli. Czasami, gdy stał za barem, potrafił przecierać tą samą szklankę z pięć minut, wpatrując się w okno. Tylko to był „ślepy” wzrok. Punkt, w który skierował oczy był jedynie tłem dla jego mózgu, który kolejny raz odpłynął. – Dzisiejsza noc była dosyć tłoczna, więc Heinz i ja potrzebujemy pomocy. Salę ogarniemy, ale ktoś musi pozmywać kufle i talerze.
- Noc?
- Taka pora doby? Ciemno, księżyc, gwiazdy? Ludzie wtedy albo śpią, albo piją. No jesteśmy też i my. Oprócz lekkiego picia pracujemy.
- Nie, chodzi mi o to, że dzisiaj w nocy coś słyszałem. Jakiś ryk…
- Pewnie jakieś auto strzeliło z rury niedaleko. – Heinz wtrącił się do rozmowy. – Idź zmywać, co byśmy się do jedenastej wyrobili.
Arsen pokręcił głową. To nie mogła być rura. Rura by nie sprawiła, że ludzie by wyjrzeli za okna. Rura by nie sprawiła, że drzewa kołysałyby się na boki. No i rura nie brzmi, jak stado lwów. Nie chciał jednak sprzeciwiać się Heinzowi. Mimo tego, że byli kolegami z pracy to wciąż traktował go jako wyższą instancję, osobę, której nie może się sprzeciwić. Spiął usta i poszedł do wyłożonej cegłą kuchni. Powiesił kurtkę na wieszaku i wyjął świeże rękawice. Ilość naczyń do zmywania lekko go przeraziła. Cały blat dużego stołu pośrodku pomieszczenia był wyłożony talerzami i kuflami. Ze zrezygnowaną miną odkręcił kurek gorącej wody i zaczął powoli umniejszać stertę.
Gdy Jen usłyszała szum strumienia z kuchni, odwróciła się do Heinza, który wrócił do zamiatania podłogi. Zachowanie Arsena tknęło jej brzozopolańskie przeczucie.
- Myślisz, że chodzi mu o TO? – zapytała, patrząc kątem oka w stronę Arsena, który szorował kolejny talerz.
- Mhm. – mężczyzna nie wydawał się mieć więcej do dodania.
- Powinien o tym nie myśleć. Tylko sobie napyta biedy.
- Jeżeli jest głupi. Jak ma choć trochę oleju w głowie to i posłucha się tego, co mu mówią to nic mu nie będzie. – Heinz nawet nie odwrócił wzroku od ciemnego drewna. Mechanicznie wykonywał pracę i dość dobitnie pokazywał, że jak każdy mieszkający tu dłużej, nie zaprząta sobie głowy tym, co widzi czy słyszy.
- Taaak… problem w tym, że mamy zimę i mało ich zostało…
Kilka minut po trzynastej na oknie frontowych drzwi zawisła plakietka „OTWARTE”, a rygiel odsunięto by umożliwić gościom wejście. Jen puściła muzykę ze starej szafy, która stoi w rogu pubu i wykonując wolne ruchy ciałem, zaczęła tańczyć do jej rytmu na środku sali. Heinz i Arsen przyglądali się temu z uśmiechem widząc, jak dziewczyna przenosi się do kompletnie innego świata dzięki muzyce. Zapomina o codziennym życiu i ciągłej obserwacji, i oddaje się wyobraźni, rozluźnieniu. Nie trwało to jednak długo. Dzwonek zadzwonił trącony drzwiami, które otworzył lokalny szef żandarmerii. To szybko przywróciło Jen do tu i teraz. Ze zmieszaną miną usunęła się za ladę by obsłużyć pierwszego z wielu dzisiejszych gości.
- Cześć szefie, to co zawsze? – zapytała biorąc do ręki żółty notatnik. Mężczyzna skinął głową i zdjął czarne okulary w pełni odsłaniając twarz. Miał brązowe oczy, siwego, gęstego wąsa i bliznę pod prawym okiem. Wedle tego, co mówił to ślad po przecięciu nożem, które miało miejsce podczas jednego z aresztowań. Powoli dochodził do szóstki na początku, miał silne, umięśnione ciało i zawsze nosił inny mundur od wszystkich. Zamiast zwykłego żandarmeryjnego piaskowego koloru lub nowobrzeskiej czerni i rondelkowej czapki wybierał ciemnozieloną koszulę, czarne spodnie i brązowy kapelusz. Wyglądał, jak jeden z tych „szeryfów”, których można oglądać czasem w telewizji. Dziewczyna podeszła do ekspresu by puścić czarną kawę. – A jak w pracy? Coś ciekawego?
- Kilka osób zapuściło się w stronę Lasu po nocy, na łące znaleźliśmy nowe ciało, mamy kolejne zaginięcie auta na Północnej Drodze. Nic nowego, wszystko po staremu. – pokręcił głową ściągając skórzane rękawiczki. Jen podała mu kubek z parującą zawartością. – Oczywiście ci, co podeszli pod las to świeżaki, goście. Dobrze, że akurat byliśmy w pobliżu po te ciała bo inaczej byliby kolejni na liczniku…
- Czyje to były ciała na tej łące? Znowu dzieci? – Heinz podszedł do lady z talerzem pełnym frytek i burgerem. Postawił go przed żandarmem i złożył ręce na klatce.
- Nie, tym razem na szczęście nie. Stary Leszek i Anderson. Zaginęli z cztery tygodnie temu, jakoś krótko po rajdzie. Cud, że nikomu nic się nie stało podczas niego.
- Nic się nie stało, ale podobno niektórzy coś widzieli.
- A sam Las też się „rozbudził”. – Jen dodała przecierając blat przy ekspresie. Muszą go w końcu dać do serwisu bo po każdym zrobieniu kawy coś z niego cieknie.
- Był pan kiedyś w środku? – Arsen wszedł na salę wycierając ręce w fartuch. Przez chwilę podsłuchiwał rozmowy i gdy tylko usłyszał o Lesie, wiedział, że musi zapytać.
- Byłem. Byłem i to więcej razy niż bym chciał. Ostatnie wyjście do niego kosztowało mnie jednego człowieka. Może znajdziemy kiedyś chociaż ciało…
- Jak to kosztowało? – oczy chłopaka zrobiły się duże, jak talerze. O co chodziło szefowi? Żandarm się zgubił? Czemu robią z tego lasu jakąś bestię? A może to to coś, co zaryczało? Musi o to spytać. – To coś, co dzisiaj zaryczało go zabrało?
Cała trojka spojrzała na niego. Jen nerwowo się poruszyła przy ladzie, a Heinz zrobił grymas. Jedynie Szef patrzył na niego tym samym wzrokiem, co wcześniej. Nie spieszył się z odpowiedzią. Upił duży łyk kawy i dopiero się odezwał.
- Las jest niebezpiecznym miejscem. To jedno z niewielu miejsc gdzie człowiek nie jest na szczycie łańcucha pokarmowego. Nie grzeb w tym temacie, nie zapuszczaj się tam. Jeśli coś słyszałeś to pewnie się przesłyszałeś.
- To niemożliwe! Inni też to słyszeli! Wszyscy patrzyli z okien w stronę drzew, a ja widziałem, jak korony drzew się ruszają. Zupełnie jakby coś o nie się obijało. Może to jakaś maszyna?
- Maszyna… Dobrze Ci radzę, nie myśl o tym. Zapomnij i nie patrz w tamtą stronę, jak naprawdę nie musisz. Będzie tylko kusić. – mężczyzna dopił kawę i położył kilka banknotów na ladzie. Ubrał kapelusz i wstał z krzesła. – Nic, praca wzywa. Borgensen mówił, że przed czternastą zaczną autopsję znalezionych.
Skinął czubkiem kapelusza i poprawiając pas wyszedł z pubu. Po chwili usłyszeli, jak silnik radiowozu zapala i znika w oddali. Jen zaczęła sprzątać po Szefie. Spojrzała na ledwo zaczęty talerz pełen frytek. Żandarm zjadł ledwo kilka, burgera praktycznie nie ruszył.
- Mało zjadł…
- Dziwisz mu się? Pewnie wciąż ma przed oczami widok ciał, które spędziły cztery tygodnie w Lesie. A teraz jeszcze autopsja… Mimo tylu lat tutaj chyba nie da się wykształcić odporności na pewne rzeczy. – Heinz wziął do rąk bułkę i zaczął jeść. – Co? Nie będzie się przecież marnować. To nie byle jadłodajnia spod szyldu „szybkich i tanich”.
- Nie uczą ich w Żandarmerii, jak sobie z czymś takim radzić? – Arsen był zdziwiony tym, co powiedział Heinz. Przecież zawsze się mówi, że w Gwardii czy Żandarmerii przechodzi się poważne i długie szkolenia, które mają poprawić wytrzymałość psychiczną, nauczyć się sobie z nimi radzić. Heinz jednak spiorunował go wzrokiem.
- Nie na wszystko Cię przygotuje Akademia. Nie we wszystko ludzie wierzą. Brzozopola są specyficzne lekko mówiąc. To, że facet wciąż tutaj jest, wciąż pracuje, wciąż dba by tacy, jak Ty nie zapuszczali się głupio do lasu. Trochę szacunku i rozumu…
Arsen patrzył szeroko otwartymi oczami na mężczyznę, którego tak rzadko widział zdenerwowanego. Normalnie pewnie by się przejął tym na tyle by postąpić tak, jak mu radzą. Przestałby węszyć, przestałby zadawać pytania, zająłby się wszystkim innym. Ale to co usłyszał, to co zobaczył. To tylko nakarmiło jego ciekawość. Dlaczego ludzie tak omijają ten temat, dlaczego robią z Szepczącego Lasu jakiś nawiedzony las prosto z horrorów czy powieści grozy. „Człowiek nie jest tam na szczycie łańcucha…” Jak człowiek może nie być na szczycie łańcucha pokarmowego w lesie? Dziki nie mają strzelb, są głupie. Łosie i jelenie tak samo. Jedynie człowiek może być człowiekowi zagrożeniem. Ale przecież nawet gdyby las zamieszkiwało jakieś plemię, jakiś kult, szalony myśliwy to przecież Szef by tak nie powiedział. Poza tym Żandarmeria zrobiłaby nalot na taki ośrodek… A może to bajka rządowa? Może tam jest tajny projekt, który wojsko ukrywa przed ludźmi? Wszystkie opowieści są tylko po to by zniechęcić ludzi do grzebania tam gdzie nie powinni zdaniem wojskowych. Może Leszek i Anderson to znaleźli? Może wojsko specjalnie masakruje ciała by wyglądały okropnie? A może wcale tego nie robią, tylko są to opowieści dla cywili? Arsen spędził z takimi myślami cały dzień. Mechanicznie wykonywał kolejne zamówienia, pozostając jednak myślami w kompletnie innym miejscu. Jednak, gdy tylko usłyszał coś na sali o Lesie czy o nocy to nadstawiał ucha. Słuchał, zapamiętywał i rozkładał na czynniki pierwsze. Skoro tyle ludzi coś wie to musi to być gdzieś napisane.
(—) Anastasia Windsachen, Generalissima Leocji
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
No bo co ludzie powiedzom!?

W razie wielkiej potrzeby i zauważalnego braku aktywności - proszę się dobijać na Discorda (ScreamingBlackCat), a z plikami na maila -> anastasiawindsachen@gmail.com
Awatar użytkownika
Anastasia Windsachen Stempel
Dowódca Gwardii Palatynatu Leocji
Lokalizacja: Brzozopola Chmielne

Gdy zapada noc

Post autor: Anastasia Windsachen »

Gdy wychodził z pracy słońce już dawno zaszło. Żółte światła latarni już je zastępowały cicho bucząc i walcząc z ciemnością. Lekka mgła toczyła się po ulicy, wiła wręcz między nogami i oponami, jak stado węży omiatając gołe kostki, skórę butów czy gumę kół. Taki był już urok Brzozopól. Gdy tylko zachodziło słońce to na ulicę wychodziła ciemność i jej dzieci. Cienie, które wyglądają, jak ludzie, węża mgła, nieprzyjemne uczucie na plecach, jakby ktoś wiercił wzorkiem w nich dziurę. Czasem zawyły kojoty, tylko… tutaj nie ma kojotów. Arsen szedł w słuchawkach podpiętych do magnetauda. Wciąż myślał skąd dowiedzieć się czegokolwiek o Szepczącym Lesie. Intuicja podpowiadała mu by popytać starszych mieszkańców, może Hermenii skoro podobno mieszka tu od zawsze. Gdy tak szedł zauważył baner reklamowy lokalnej biblioteki. Wtedy go olśniło. Gdzie indziej można znaleźć wszelkie potrzebne informacje, jak nie w bibliotece? Na pewno tam mają archiwalne wydania gazet, pamiętniki, zdjęcia. No i bibliotekarka. One zawsze wiedzą coś więcej. Obrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę ratusza obok, którego stała biblioteka. Miał nadzieję, że jeszcze jest otwarta i uda mu się jeszcze dzisiaj znaleźć cokolwiek, co pomoże mu w znalezieniu informacji. Ekscytacja, ciekawość, ambicja, one wszystkie go napędzały. Mimo czasu spędzonego w pracy i niewyspania nagle miał w sobie pełno energii.
Budynek biblioteki był, jak większość oficjalnych gmachów w mieście, stylizowany na styl XVIII i XIX wieku. Ceglany, trzypiętrowy i o białych, piaskowcowych kolumnach. Żeliwne lampy powieszone między okiennymi ramami z ciemnego drewna, oświetlały żółtawym światłem front budynku. Idąc ku ciężkim, sosnowym drzwiom, Arsen po raz pierwszy zauważył, że w mieście brak nowoczesnych latarni. Wszelkie uliczne lampy świeciły na żółto. LEDy, neony, białe światło, to wszystko zaczynało się, a raczej kończyło wraz z początkiem miasteczka. To wydawało się być… dziwne. Pamiętał, że gdy podczas pierwszego dnia w Brzozopolach mijał znak informujący, że właśnie znalazł się w dzierżawie, światła natychmiastowo się zmieniły. Białe, nowoczesne lampy zastąpiły stare o żółtawej poświacie. W połączeniu z wszechobecną mgłą, lekkim chłodem i tablicą, na której wisiał herb – trupia czaszka otoczona gałęziami brzozy i szyszkami chmielu, robiło to klimat małego, tajemniczego miasteczka. Pytanie jednak czy to był zamysł jego twórców? Czy raczej efekt czegoś niezależnego od człowieka? A może to po prostu zbieg okoliczności? Zaczęto tak budować, nagle się okazało, jak to wygląda, ale już za drogo by było to zmieniać, a stawiać drugą połowę zabudowań w innym stylu to zbrodnia na stylistyce. Arsen stał tak z tymi myślami na chodniku przed biblioteką. Chłodny wiatr przytulał go niczym wyziębiony człowiek. Mgła wiła się między jego nogami, ocierając się raz po raz. W oddali słychać było szum rzeki, której rwące wody obijały brzeg. W końcu pchnął drzwi, które wbrew jego oczekiwaniom cicho się otworzyły. Spodziewał się skrzypienia choćby ze względu na ich ciężar.
Znalazł się krótkim korytarzu wyłożonym ciemną, drewnianą podłogą i o czerwonych ścianach, na których wisiały dwa zdjęcia. Każde naprzeciwko siebie. Podszedł do pierwszego z nich. Wąsaty, ubrany w szarawy garnitur mężczyzna stał na równo przystrzyżonej łące z wbitą w ziemię łopatą. Dookoła nic innego nie stało. W oddali jednak było widać ciemnozielone drzewa. Szepczący Las. W jego stronę ciągnęła się piaszczysta dróżka zrobiona najpewniej przez przejeżdżające samochody. Arsen już miał się odwracać, gdy zauważył w tle coś, co przykuło jego uwagę. Na łące przed lasem, widniał kształt, który przypominał człowieka. Nie było mowy o pomyłce. Autor wyraźnie wyróżnił postać na tle drzew, mimo że była ona o wiele dalej niż bohater obrazu. Spojrzał na tabliczkę pod nim.
„Karol Windsachen podczas wbicia pierwszej łopaty na placu budowy Ratusza Brzozopól Chmielnych”
Dalej znajdował się krótki opis dzieła, które wedle tego, co można było przeczytać pochodziło z 2014 roku. Arsen popatrzył na tekst raz jeszcze by upewnić się, że dobrze przeczytał. 2014? Przecież to mniej niż 10 lat temu. To by wskazywało, że wtedy nie było tutaj nic oprócz Berklehopf, kilku zabudowań i pól uprawnych. Sama rezydencja stała podobno opuszczona przez prawie 70 lat, więc mieszkało tutaj kilkanaście ludzi. W tym Hermenia… Arsen w głowie oznaczył ją jako kolejne źródło wiedzy o Brzozopolach. Skoro mieszkała tutaj, gdy były takie pustki to na pewno musi wiedzieć, o co chodzi z lasem.
Podszedł do drugiego obrazu, który przedstawiał widok na miasteczko z drugiego brzegu rzeki. Obserwujący je był ustawiony pod kątem tak by zdawało się ono być w centrum. Na lekkiej górce stał już wybudowany z szarego kamienia ratusz. Otaczały go kamienice i mniejsze zabudowania, w oddali widać było place budowy. W prawym rogu widniał skrawek lasu. Arsen już się domyślał o jaki las chodzi. Tym razem przypatrzył się na zaś. Także i tutaj Szepczący Las nie występował bez towarzystwa. Z pomiędzy drzew wychylały się sylwetki ciekawskich zwierząt. Nic nadzwyczajnego, oto dawni władcy tych ziem obserwują, jak nowy, silniejszy gatunek zmienia je ku swojej wizji. Ale im dłużej patrzył się na płótno, tym więcej widział. Na drodze wychodzącej z Lasu stała kobieta ubrana w białą suknię, którą miotał wiatr. Między zwierzętami stały jakby ich martwe odpowiedniki. Jeleń o trupim pysku, czarnej, miejscami brakującej sierści. Wilki na dwóch łapach, które opierały się o drzewa, odsłaniając swoje przecięte brzuchy. Usta chłopaka wykrzywiły się w zdziwionym grymasie. Popatrzył na tabliczkę, którą przybito pod obrazem.
„Brzozopola Chmielne widziane z podjazdu Berklehopf – 2021”
Arsen odsunął się od obrazu i zaczął myśleć. Postać widoczna na pierwszym z dzieł może być kimś kto zamieszkuje w Lesie lub to może być wojskowy, który z daleka obserwuje zamieszanie tak bliskie tajnemu projektowi. Zwierzęta na drugim malunku mogą być wizualizacją szkód, jakie wyrządza Gwardia naturze swoją obecnością tutaj. Ale jednak coś mu nie pasowało. Kobieta w białej sukni i wilki na dwóch łapach. To spowodowało, że teoria o wojskowym projekcie zaczęła mu trochę nie pasować.
- Wchodzisz czy tylko ciągniesz ten prąd stojąc w miejscu? – z myśli wyrwała go niska kobieta o siwych włosach i okularach połówkach.
Obrazek
(—) Anastasia Windsachen, Generalissima Leocji
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
No bo co ludzie powiedzom!?

W razie wielkiej potrzeby i zauważalnego braku aktywności - proszę się dobijać na Discorda (ScreamingBlackCat), a z plikami na maila -> anastasiawindsachen@gmail.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Brzozopola Chmielne”