Przed nami dwunasty numer Głosu Leocji! Jest to wydanie wyjątkowe - z jednej strony zamykające 2020 rok, a z drugiej świąteczne. Takie podwójne znaczenie musi mieć przełożenie również i na liczbę niespodzianek w tym numerze. Pierwsza z nich to wywiad z Ojcami Założycielami - Najczcigodniejszymi Namiestnikami Franklinem Garamondem i Helwetykiem Romańskim, a druga to... No dobrze, zdradzę tajemnicę, przecież to jest ten moment! Razem z publikacją wydania w Światowym Związku Filatelistycznym pojawi się znaczek! Cóż można dodać więcej? Może tylko jedno... Szczęść nam Leocjo w Nowym 2021 Roku!
Redaktor Naczelny
[artykul]
wydanie świąteczne -
wywiad z Namiestnikami
Helwetyk Romański: Trudno tu mówić o konkretnym dniu. W październiku 2019 roku dyskutowaliśmy z namiestnikiem Franklinem Garamondem na temat niereformowalności Księstwa Sarmacji, najprawdopodobniej na motywach niedoszłej reformy Forum Centralnego. W tym czasie kilkukrotnie otrzymałem od niego pewną grafikę — po raz pierwszy 24 października, następnie 29 października, 5 listopada (tu już raczej w ramach podkreślenia)… Zostałem przekonany.
Franklin Garamond: Początkowo była to tylko luźna myśl, gdzieś z tyłu głowy. Eksperyment myślowy, można by rzec. Coś do rozważenia kiedyś, na spokojnie, przy alkoholu - tak zresztą pisałem Czcigodnemu Namiestnikowi Romańskiemu. No ale w pewnym momencie coś pękło (w Czcigodnym Namiestniku Romańskim, ja już dawno byłem w kawałkach), wpadliśmy w wir dyskusji, zaczęła się lawina. No i jesteśmy, gdzie jesteśmy.
Jesteśmy w mikroświecie już od roku, świętowaliśmy hucznie utworzenie forum, zbliża się święto Proklamowania Niepodległości... Jak Najczcigodniejsi oceniają pierwszy rok istnienia Leocji?
HR: W jednym z moich ulubionych seriali ostatnich lat, „Czarnobylu” produkcji HBO, ma miejsce scena, w której inżynier Diatłow ocenia poziom promieniowania po wybuchu słowami „not great, not terrible”. Myślę, że to dobrze oddaje moją ocenę pierwszego roku Leocji. Przez ten czas powstało wiele fantastycznych przedsięwzięć, spędziliśmy razem wiele sympatycznych godzin. Wyzwaniem pozostaje jednak skala naszej społeczności oraz to, że nie możemy się zsynchronizować z aktywnością w tym samym momencie (oczywiście, dotyczy to także mnie…).
FG: Jestem bardzo zadowolony z minionego roku pod względem mojej psychiki. Nie przeciążałem się, co może nie przyniosło najlepszych możliwych rezultatów, ale jak wielokrotnie już pisałem w różnych miejscach — długofalowo uważam to za najbardziej efektywne podejście. Nadal mi się chce, a to jest nie do przecenienia. Oczywiście oczekiwania były większe, bo z natury człowiek jest łapczywy, ale mamy po tym roku działające państwo z fajną, rozwijającą się narracją, dobrze osadzoną na arenie międzynarodowej marką. Można ponarzekać na różne detale, ale biorąc pod uwagę, że jednego z namiestników nie było pół roku (w takim wypadku ciężko o synchronizację aktywności...), no to nie jest wcale tak najgorzej.
HR: Jako największe sukcesy wskazałbym, w porządku alfabetycznym, „Głos Leocji”, Gwardię Palatynatu Leocji, Instytut Statystyk Międzynarodowych, Leocką Akademię Nauk oraz Ligę Piłkarską Palatynatu Leocji. Z całą pewnością na odnotowanie zasługuje także „Wieczór Wybrzeża” [patrzy znacząco w kierunku namiestnika Garamonda].
Bez wątpienia dopracowania wymagają nowobrzeski port — pod kątem nowych funkcjonalności — oraz serwis internetowy Leocji — tu wiele materiałów czeka na publikację. Powinniśmy też ruszyć z narracją lokalną, tak Nowym Brzegiem, jak i prokuratoriami. W tym kontekście mam na myśli zwłaszcza Leocki Instytut Kultury, Muzeum Narodowe, pomysły, które wyszły z Domu Kultury Nowohasselandzkiej…
Nie byłbym sobą, gdybym nie zahaczył o sprawy formalne. Zmianie powinien ulec tryb nadawania obywatelstwa leockiego, o ile nie w ogóle jego formuła. Wypadałoby również dopasować Akt o formie rządu do stanu faktycznego, w szczególności na odcinku niedziałającego w praktyce Senatu, oficjalnie nadać nazwy fizjograficzne oraz w końcu sporządzić dekret o ochronie przyrody i pomników historii — dostrzegam potencjał w narracji na jego motywach.
FG: Nie będę się powtarzał za Czcigodnym Namiestnikiem Romańskim, bo zgadzam się w całej rozciągłości. Do drugiej grupy przedsięwzięć dodałbym jeszcze opóźnienia na linii realizacji leockich systemów. To moje zaniedbane dziecko, które zostawiłem wilkom na wychowanie.
Najczcigodniejszy Namiestniku Franklinie Garamondzie, systemy leockie budzą zainteresowanie poza Leocją, no i oczywiście są bardzo oczekiwane przez samych Leotów, czego możemy się spodziewać, jakich funkcjonalności, no i kiedy?
FG: Tu trzeba rozgraniczyć projekty Czcigodnego Namiestnika Romańskiego (Port, Stempel, ISM) od tego, co jeszcze nie powstało, czyli tych projektów, za których realizację wziąłem się ja. Podwaliną i klamrą spinającą wszystko ma być mechanizm autoryzacji i API, które pozwoli w jeden, spójny sposób, rozwijać leocką infrastrukturę informatyczną. W oparciu o te mechanizmy planowanych jest aplikacji wiele - od banku, poprzez repozytorium plików, aż do LEO, który w połączeniu z systemem proli, zapewne także z Portem, stanowiłby centrum gospodarczego życia Palatynatu, a także znaczący motor naszej narracji. Takie są plany. Żadnego kalendarza czy harmonogramu po prostu nie ma.
[artykul]
wydanie świąteczne -
wywiad z Namiestnikami
HR: Z powodu przyzwyczajeń czasami brakuje mi „typowego” postępowania ustawodawczego. Obserwując jednak przedłożenia obecne w parlamentach innych krajów, mam dojmujące wrażenie marnowania najcenniejszego, jedynego na świecie zasobu nieodnawialnego — czasu. Nie znaczy to, że nie powinniśmy mieć funkcjonującego zgromadzenia. Czym innym jednak jest rozstrzyganie o istotach spraw, a czym innym podążanie ścieżką państwa prawnego prosto na manowce.
FG: Wiele spraw trzeba omówić, ustalić — to się przecież cały czas w ramach społecznej debaty u nas dzieje i ufam, że zabezpiecza to potrzeby tych mieszkańców, którzy chcą mieć realny wpływ na kształtowanie leockiej rzeczywistości lub po prostu poczytać rzeczową, światopoglądową dysputę. Czasem nawet wypada coś spisać ku pamięci — stąd też zagościła u nas np. Księga Memorandów. Jeśli coś można rozwiązać zdroworozsądkowo, zapisać zdaniem czy dwoma, to po co rozpisywać się na 20 artykułów z morzem ustępów? Istota pozostaje bez zmian, ale łatwość odbioru jest o wiele wyższa. Samo tworzenie aktów prawnych to nie jest aktywność, która szczególnie buduje narrację i klimat państwa (chyba że celujemy w atmosferę wszechobecnej biurokracji). Oczywiście to podejście pozornie odziera nas z możliwości, bo skoro nie ma nadmiaru prawa, to nie ma potrzeby powoływać organów, które będą je interpretowały, orzekały wg niego i ogółem pilnowały, by to prawo było przestrzegane. Tylko trzeba tu zadać sobie pytanie — na ile takie organy zostają powoływane, bo to fajne miejsce do samorealizacji i kolejna gałąź narracji, a na ile ich istnienie wymuszane jest przez problemy, które legislatywa sama generuje? Posiadane zasoby — chęci i czas — trzeba wykorzystywać maksymalnie, a nie spalać je na stosie odrabiania biurokratycznych szlaczków w tej v-pracy po pracy.
No właśnie manowce i spalanie zasobów - gdyby Najczcigodniejsi mogli pomóc wskazać ten moment, w którym prawo mikronacyjne zaczyna ciążyć zamiast oszczędnie regulować?
HR: Tylko jeden? (śmiech)
FG: To ten moment, w którym ludzie zaczynają myśleć "uregulujmy to ustawą, żeby nie było wątpliwości” i wtedy dopiero pojawiają się nieujęte w ustawie przypadki brzegowe, wątpliwości, które, naturalnie, trzeba rozwiać i doprecyzować...
HR: Nie jestem pewny, czy wiem, o której reformie pisze Znamienity Redaktor, ale liczący kilkadziesiąt artykułów kodeks postępowania przed Trybunałem Koronnym jest… koronnym przykładem legislacji, która powinna trafić do niszczarki. Nie orientują się w niej ani podsądni, ani składy orzekające. Skutek jest taki, że o asesury nie ubiegają się osoby cieszące się największym w autorytetem, a te, które chcą „się sprawdzić w sądzie” lub, zwyczajnie, nie mają świadomości tego, na co się tak naprawdę piszą. Nie ma tu mowy o jakkolwiek rozumianej profesjonalizacji. Ani orzekanie, ani orzecznictwo… nie są najlepsze.
Na drugą część pytania odpowiem wprost — nie wiem. Ze swojej strony podejmuję się różnych przedsięwzięć i po czasie staram się wyciągać wnioski. Ponieważ jednak nowych obywateli nie mamy zbyt wielu, najwyraźniej do złotego środka wiele nam jeszcze brakuje.
FG: W kwestii legislatywy jako takiej, bo czy to będzie sarmacka, dreamlandzka czy jakakolwiek inna, to nie ma większego znaczenia, ale jeśli wychodzimy na samym początku z błędnego założenia, że prawo takie lub owakie trzeba mieć, bo takie posiadanie prawa leży w naturze państwa, a przecież państwo staramy się odwzorować, no to nie ma szans, by nie urosło to do poziomu, w którym tylko prawdziwi melomani potrafią się odnaleźć. Ostatecznie kopiujemy złe, realne wzorce, od których ta nasza utopijna v-rzeczywistość powinna się ze wszech miar odżegnywać. Prawo jest tylko narzędziem, nie istotą, że tak pozwolę sobie na truizm.
Co zaś do pytań postawionych przez Szlachetnego Pana Redaktora — ufam, że zdrowe, konstruktywne podejście — czyli nie pianie z zachwytem nad każdą twórczością, nie krytykanctwo, bo ktoś odstaje od standardów, a docenianie rzeczy dobrych, wartościowych, i jednoczesne wskazywanie obszarów, w których coś warto by było poprawić i moglibyśmy pomóc, ostatecznie przynosi najlepsze efekty. Co zaś tyczy się przyciągania... no tu nawet nie wiem jak się do tego zabrać. Najlepiej chyba by było wziąć kogoś niezaznajomionego z tematyką, posadzić przed komputerem, dać 2 godzinki na eksplorację strony oraz forum, a potem poprosić o szczerą opinię. Obawiam się, że znajdujemy się w stanfordzkim eksperymencie więziennym i już dawno zaburzyła się nam optyka.
[artykul]
wydanie świąteczne -
wywiad z Namiestnikami
HR: JKW Piotr II Grzegorz.
FG: Sarmacja.
Najczcigodniejszy Namiestniku Franklinie Garamondzie, uważam, że nie w każdym przypadku, mam na myśli kandydatów, wygra Sarmacja, ale zakwalifikujemy Waszą odpowiedź jak dyplomatyczny unik. Najczcigodniejsi, obserwowaliśmy secesję w Sarmacji, część samorządów wraz z Dreamlandem tworzy dziś Unię Niepodległych Państw. Czy to przedsięwzięcie ma szansę powodzenia w dłuższej perspektywie?
HR: Oczywiście — potencjał unii jest znaczny zarówno, gdy weźmie się pod uwagę demografię, jak i posiadane kompetencje. Ze swojej strony życzę Unii Niepodległych Państw, w większości tworzonej przez dawne sarmackie kraje, by w jak najmniejszym stopniu była grupą rekonstrukcyjną Księstwa Sarmacji — tak w wymiarze instytucjonalnym, jak i społecznym. Nie bez powodu pewne wzorce doprowadziły do rozpadu rzeczypospolitej sarmackiej w dotychczasowej formule.
FG: Z całego serca kibicuję temu przedsięwzięciu. Przy mądrym i spokojnym podejściu, wyzbytym małostkowości, prezentującym wysoką jakość, zarówno w wewnętrznych kontaktach między stowarzyszonymi krajami, jak i w zewnętrznych, ten projekt może okazać się przełomowy dla całego mikroświata. Jeśli to się uda, to ludzie będą doń napływać, a później może kolejne mikronacje.
Najczcigodniejszy, kolejne mikronacje, powiedzmy... Leocja?
FG: Unia Państw jest dopiero we wczesnym stadium rozwoju. Będziemy się jej bacznie przyglądać, to z pewnością, ale póki co odpowiada nam rola „klubu dyskusyjnego dla weteranów” oraz „handlowo-finansowego centrum mikroświata”.
Najczcigodniejsi, a gdyby taka propozycja padła ze strony państwa z dłuższym stażem, na przykład Sarmacji?
HR: Księstwo Sarmacji jest już w późnym stadium rozwoju. Będziemy się mu bacznie przyglądać, to z pewnością, ale póki co odpowiada nam rola „klubu dyskusyjnego dla weteranów” oraz „handlowo-finansowego centrum mikroświata”.
FG: Wątpię, by jakaś inna mikronacja pokusiła się o utworzenie bytu tego samego rodzaju lub o zbliżonej formule do Unii Państw. Z kolei Księstwo Sarmacji po ostatnich wydarzeniach musi się nauczyć żyć samodzielnie. No i jak już było wspomniane — póki co odpowiada nam rola „klubu dyskusyjnego dla weteranów” oraz „handlowo-finansowego centrum mikroświata”.
HR: Mam, oczywiście, nadzieję, że przedsięwzięcia o charakterze wielostronnym będą kontynuowane. Im więcej krajów uczestniczy w międzynarodowych projektach, tym więcej korzyści przynoszą one twórcom i odbiorcom. W wymiarze czysto sarmackim jestem przekonany, że panowanie JKM Piotra II Grzegorza nada państwu impuls niezbędny do reorganizacji po odejściu trzech prowincji.
Rozumiem, że ma Najczcigodniejszy na myśli przede wszystkim leockie przedsięwzięcia... Dla przykładu Stempel, który robi w mikroświecie karierę, Światowy Związek Filatelistyczny, Instytut Statystyki Międzynarodowej... Mam nieodparte wrażenie, że Leocja choć najmłodsza (?) stażem państwowym jest dziś pionierem przedsiębiorczości i innowacyjności...
HR: Mam na myśli wszystkie międzynarodowe przedsięwzięcia, niekoniecznie nawet wymagające rozwiązań technicznych — choćby ostatnie przykłady Rajdowych Mistrzostw Austro-Węgier czy bialeńskiego Festiwalu Pastopisania. Oczywiście, marzy mi się, by z mechanizmów integracji Stempla korzystały projekty pochodzące z całego Pollinu, nie tylko Palatynatu Leocji, ale to tylko narzędzie. Jeżeli chodzi o bycie pionierem w jakiejkolwiek dziedzinie sądzę, że formułowanie ocen należy pozostawić naszym przyjaciołom.
Zostawmy politykę i przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych - zapytam jak Najczcigodniejsi spędzą zbliżające się święta?
HR: Mam nadzieję, że bez pracy!
FG: Skromnie i kameralnie. Może jakieś polowanie dla niewielkiego grona, dziczyzna z rożna, gulasz, oczywiście grzaniec. No i korzystając z chwili wolnego będzie trzeba powoli zacząć się zastanawiać nad obchodami Święta Niepodległości.
A czego Najczcigodniejsi by sobie życzyli pod leocką choinką?
HR: Mało oryginalnie… Przedsięwzięć, aktywności, nieustająco leockiej atmosfery.
FG: Wciąż umyka nam sposób na powiększenie stałej puli mieszkańców i obywateli. Na to chciałbym pod choinką odnaleźć pomysł. A z bardziej osiągalnych prezentów... rum i gin bardzo lubię.
Tego wszystkiego oczywiście Namiestnikom życzę, a Leocji by dalej rozwijała się tak prężnie i obiecująco. Bardzo dziękuję za możliwość przybycia do Palatium i za czas Najczcigodniejszych poświęcony ten wywiad.