prof. Andrzej Płatonowicz Ordyński
Szanowni Państwo,
Serdecznie dziękuję Jaśnie Oświeconemu Antoniemu Kacprowi diukowi Burbonowi-Conti za zaproszenie do wygłoszenia gościnnego wykładu w Sarmackiej Akademii Nauk. Dotychczas nie miałem możliwości aktywnego udziału w rozwoju nauki w Księstwie Sarmacji. Jestem profesorem mikrozofii. Dla osób niezaznajomionych z tą dyscypliną wyjaśniam, że jest to interdyscyplinarna nauka o mikroświecie, opierająca się przede wszystkim na historii i politologii, choć zapożyczająca wątki i pojęcia także z filozofii oraz innych nauk humanistycznych i społecznych. W przeszłości byłem Rektorem Uniwersytetu Królewskiego w Dreamopolis oraz Rektorem Uniwersytetu Bialeńskiego.
Przechodząc do meritum, wyjaśnić muszę wybór takiego oto tematu. Wykład gościnny ma to do siebie, że powinien poruszać zagadnienie ważne i - chociaż potencjalnie – interesujące dla możliwie szerokiego grona odbiorców, a jednocześnie nie nadmiernie szczegółowe. Z tego względu wykład gościnny zbliża się formą do prelekcji, choć powinien mieć nieco bardziej naukowo-profesjonalny charakter.
Rozpocząć powinienem od wytłumaczenia pojęcia użytego w tytule. Słowa „iluzja” używam w znaczeniu słownikowym, konkretnie w 2. i 3. znaczeniu ujętym w Słowniku Języka Polskiego „2. «wiara w coś lub w kogoś albo przekonanie o czymś, niemające pokrycia w rzeczywistości» 3. «zniekształcone widzenie lub błędna interpretacja czegoś pod wpływem silnych emocji»”.
Większych wyjaśnień wymaga użycia pojęcia „rozwoju dialektycznego”, będącego przedmiotem sporów historyków i filozofów od przynajmniej dwóch wieków. Celem tego wykładu nie jest zabranie głosu w tym niezwykle istotnym dla rozumienia historii i filozofii dziejów, ale i niezwykle skomplikowanym i zniuansowanym dyskursie, lecz próba zinterpretowania w jego ramach obecnego etapu w dziejach mikroświata. Rozwój dialektyczny opiera się na trzech podstawowych zasadach dialektyki, które są zwykle określane jako teza, antyteza i synteza. Mówiąc w maksymalnym skrócie i uproszczeniu, odnosząc te filozoficzne pojęcia wyłącznie do filozofii historii, teza to obecny stan, sytuacja, etap rozwoju. Antyteza jest przeciwieństwem tezy, jego negacją, kontrpropozycją. Z kolei synteza jest nowym stanem rzeczy, powstałym w wyniku starcia tezy z antytezą. Synteza nie jest ani tezą, ani antytezą, uwzględnia elementy jednej i drugiej, ale jest jakościowo nowym zjawiskiem, stanem lub ideą.
Rozwój niedialektyczny byłby wobec tego takim rozwojem, który nie opierałby się na nieustannym i nieskończonym ścieraniu się ze sobą tez i antytez. Mógłby to być na przykład rozwój według niezmiennego planu, projektu lub agendy. W tytule wykładu ujawniłem już swój stosunek wobec możliwości zaistnienia takiego rozwoju – uważam ją za iluzję. W toku wykładu postaram się uargumentować tę, nomen omen, tezę.
Rozejrzyjmy się po mikroświecie. Najmłodsi mikronauci nie mają porównania ze stanami przeszłymi, jednak większość z nas oglądała świat wirtualny w różnych sytuacjach. Bardziej lub mniej dogłębne porównania Pollinu A.D. 2023 z tym sprzed pięciu lub dziesięciu lat doprowadzić nas mogą do wniosku o dominacji wizji sielankowych. Widać to zarówno po dominującej tematyce, jak i samej estetyce. Dreamland epoki konfliktu kulturowego oferował pot, krew i łzy. Dzisiejszy mikroświat już na wstępnie nazywa nas przyjacielem i przekonuje nas, że już jesteśmy u siebie . Obiecuje rozwój, samorealizację, wsparcie i pomoc (Leocja), kusi piwem (Edelweiss) i prowincjonalnymi pejzażami. Zdaje się, że można śmiało powiedzieć o ubajkowieniu mikroświata (brakuje tylko krasnoludków) lub wręcz jego utopizacji. Być może niewiele brakuje od reklamowania się jako środowisko terapeutyczne. Złośliwy mógłby stwierdzić, biorąc pod uwagę jaką część aktywności obejmują konkursy, że mikroświat przeżywa też świetlicyzację, ale ja aż tak złośliwy nie będę. :)
Ale póki co dotknęliśmy tylko kwestii estetyczno-promocyjnych. Ta nadbudowa odzwierciedla jednak bazę większości współczesnych mikronacji – patrymonialne koncepcje państwa wypierają de iure lub de facto koncepcję res publica, rzeczypospolitej. Mikroświat, który rozpoczynał od form autorytarnych i powolnie, przez dwie dekady zmierzał do dominacji form demokratycznych, teraz zdaje się zataczać koło i powracać do ustrojów opartych na autokratycznym przywódcy (raczej w formie pater familias niż dyktatora) lub oligarchii.
Epoka autorytaryzmów odpowiada na rzeczywiste potrzeby współczesnego mikroświata – nie została ona narzucona siłą, lecz rozwinęła się głównie w ramach nowych projektów – w dużej mierze nowych mikronacji starych mikronautów, jak określiłem je w podstawie programowej do nauczania historii mikroświata w Czesnoradzie. Przyczyny zwycięstwa tej formy wydają się oczywiste, są to cztery deficyty współczesnej społeczności Pollinu:
- deficyt odporności na krytykę,
- deficyt otwartości na dyskusję,
- deficyt cierpliwości w dążeniu do celu,
- deficyt umiejętności pracy/zabawy w zespole przekraczającym grono koleżeńskie.
Przede wszystkim jednak w mikroświecie skutecznie forsuje się określoną wizję mikronauty. Na ową, mówiąc za Alice Miller, czarną pedagogikę składają się:
- pedagogika apolityczności, w myśl której tworzenie/głoszenie ideologii oraz budowa ruchu politycznego dążącego do gruntownych reform traktowane są jako co najmniej nietakt, a czasem wprost piętnowane jako nieumiejętność „właściwej” zabawy.
- pedagogika niekontrowersyjności wiąże się z kolei ze wspomnianymi już deficytami: odporności na krytykę i otwartości na dyskusję. Otwarta krytyka określonych osób i postaw, nawet jeśli te związane są ściśle z życiem politycznym (lub jego szczątkami), uznawana jest za faux pas, a jeśli delikwent nie skoryguje swojego ostrego języka – jako trolling, hejt i psucie innym zabawy. A jako że nieużywana wolność słowa, niczym nieużywany mięsień, zaczyna zanikać, zakres akceptowanej społecznie krytyki jest coraz mniejszy.
- pedagogika pracy organicznej wiąże się ściśle z przechodzeniem mikroświata do epoki autorytarnych państw paternalistycznych. Jeśli celem przestaje być dążenie do władzy, a wpływać na nią można tylko przez wiernopoddańcze listy, pozostaje działalność pozapolityczna, czyli narracyjna. Paternalistyczni przywódcy chętnie dają szczery przykład pozytywistycznej postawy – nie kreują się na carlylowskich bohaterów, nie przyjmują też pompatycznych tytułów, by nie rzucać się nadmiernie w oczy. Romantyzm zniknął nie tylko ze sfery postaw, ale też ze sfery decorum. Właściwą aktywnością jest robienie czegoś, co nikomu nie może przeszkadzać, nikogo nie może denerwować lub drażnić, ani nie może wiązać się z wpływaniem na sferę polityczną. Działalność, którą 10+ lat temu proponowano najnowszym mieszkańcom, by pokazali się od dobrej strony przed wejściem do życia publicznego, teraz proponowana jest całym społecznościom.
Dlaczego nazywam taką wizję przyszłości mikroświata mianem iluzji? Przede wszystkim w życiu społecznym nie da się wszystkiego przewidzieć. Ludzie nie są w pełni racjonalni, czasem ulegają emocjom – czy to wzniosłym ideałom, czy negatywnym porywom, dlatego żaden, nawet najinteligentniejszy planista nie zdoła napisać scenariusza rozwoju zdepolityzowanej społeczności. Uważam ponadto, że apolityczny rozwój narracji dość szybko znudzi wszystkich uczestników takiego sielankowego państwa.
Nie podzielam także jednego z głównych tabu państw tego typu – mówienia o kryzysie. Wbrew licznym opiniom takie tabu nie sprawia, że kryzys znika, lecz go pogłębia. Powstaje bowiem wrażenie, że zaistniała sytuacja nikogo nie obchodzi. Powstaje wrażenie powszechnego zobojętnienia, a z czasem ta indyferencja staje się faktem.
Nie wierzę też w utrzymanie stanu bezideowej rywalizacji identycznych państw różniących się tylko gatunkiem wiejskiego pejzażu. U każdego ambitnego przywódcy musi w końcu pojawić się pokusa, by uzasadnić dlaczego jego kraj jest lepszy od konkurencji. Próba stworzenia takiego uzasadnienia uruchomi całą machinę politycznej rywalizacji międzynarodowej.
Konkludując, niedialektyczny rozwój uważam za jednocześnie niekorzystny, jak i niemożliwy. Sielankowa utopia jest sprzeczna z naturą ludzką, choć opiera się na pewnych jej aspektach – potrzebie stałości i stabilności, powszechnej akceptacji i aprobaty oraz chęci do wpasowania się w środowisko do którego pragnie się przynależeć. Człowiek to jednak też romantyczne porywy serca i ambicje, prometejska chęć wpływania na bieg dziejów oraz poczucie własnej odrębności i wyjątkowości.
Sielankowa wizja mikroświata ma wiele cech wspólnych z fukuyamowską wizją końca historii. Dlatego za uprawnione uznaję zadanie pytanie, jak uruchomić historię mikroświata na nowo. Zacząć muszę od zastrzeżenia, że nie wiadomo, czy po przekroczeniu pewnej masy krytycznej aktywny mikroświat nie będzie stracony na zawsze. Zakładając jednak, że moment ten albo nie nastąpi, albo przynajmniej jeszcze nie nastąpił, spróbuję sformułować kilka warunków repolityzacji Pollinu.
Przede wszystkim musimy zacząć od nowa dyskutować, politykować i ideować. Nie bać się, że nasza merytoryczna krytyka kogoś obrazi – nie dajmy sobie odebrać wolności słowa. Nie bać się, że nie nadajemy się do polityki – każdy ma prawo do udziału w życiu publicznym, nawet jeśli nie jest najmądrzejszą osobą w mikroświecie, nie robi największej kariery w realu, ani nie jest programistą. Nie bać się, że nasze idee nie są w pełni oryginalne i kiedyś już pojawiły się w czasie ćwierćwiecza Pollinu – to naturalne, że idee krążą i powracają w toku dziejów w nieco tylko odmiennych formach.
Powinniśmy także przywrócić należne miejsce wartościom republikańskim, swobodzie dyskusji i prawu do krytyki. Nauczmy się ponownie współpracować w imię większego dobra z ludźmi o innych poglądach, nienależących do naszego bliskiego kręgu towarzyskiego – dzięki temu przywrócimy znaczenie pojęciu Rzeczypospolitej. Nie obrażajmy się niepotrzebnie, nie mnóżmy bytów ponad potrzebę, a przede wszystkim – postarajmy się polubić sąsiadów z działu obok i zrozumieć, że niezależnie od dzielących nas różnic tworzymy wspólnotę.
Dlaczego zdecydowałem się wykorzystać ten od pewnego czasu towarzyszący mi pomysł na wykład akurat w Sarmacji? Księstwo jest przykładem państwa o długich tradycjach republikańskich. Przejściowy kryzys nie doprowadził jeszcze do porzucenia słusznych form instytucjonalnych i nie jest za późno, by odnowić kulturę polityczną, która sprawiała, że w jednej wspólnocie politycznej działać mogli ludzie o różnych światopoglądach, samoidentyfikacjach, dążeniach i ambicjach, budując wspólnie największą mikronację w dziejach Pollinu.
Odrzucając poglądy o stałych charakterach narodowych, odwiecznych misjach dziejowych i prawach historii, wierzę, że wspólnoty polityczne mogą dobrowolnie, na mocy konsensusu społecznego, wybierać swoje misje do zrealizowania na danym etapie rozwoju historycznego. Pożytecznym i chwalebnym byłoby, gdyby Sarmacja wyjęła z szafy nieco zakurzony sztandar republikański i zademonstrowała całemu mikroświatowi, że demokracja nie jest przeżytkiem, że społeczeństwo obywatelskie nie jest reliktem przeszłości, a nade wszystko, że mikronauci wciąż potrafią bawić się w mikronacje i nie są skazani na prowadzenie samotnej narracji nawiązującej jedynie do ruin uniwersum, które niegdyś zaistniało. Płomień tego uniwersum wciąż się tli i chyba już tylko Sarmacja ze swoim parlamentaryzmem, ze swoimi tradycjami życia politycznego i ze swoim wciąż istniejącym potencjałem demograficznym i infrastrukturalnym jest w stanie go na powrót rozniecić.
Vivat academia! Vivat res publica!